Rzeczywistość mnie przegania?
Wywiad z lek. stom. Tomaszem Śmigielem
Wchodzę do budynku. W oczekiwaniu na moją rozmówczynię gawędzę z sekretarką i popijam wodę. Drzwi gabinetu się otwierają i wita mnie elegancka, charyzmatyczna kobieta. Już wiem, że to będzie inspirujący wywiad.
Rozmowa z Beatą Piętką, która wspólnie z mężem założyła znane w całym kraju Wydawnictwo Kartograficzne Piętka.
Beata Piętka: Myślę, że jest to kwestia dwóch rzeczy: przedsiębiorczości i szczęścia. Rok 1996 był dobrym czasem dla kartografii, a my z mężem to po prostu wykorzystaliśmy. Wiedzieliśmy, jak rozpocząć, w co zainwestować, o czym pomyśleć. Niedługo potem weszła w życie reforma podziału administracyjnego – to jest właśnie to szczęście. Wzrosło zainteresowanie nowymi mapami. Zostaliśmy zauważeni i kojarzeni na rodzimym rynku kartograficznym. Chciałabym jednakpodkreślić, że wydawnictwo to także zespół wspaniałych ludzi, którzy budowali firmę wspólnie z nami. I tak pracujemy do tej pory…
B.P.: Zdaję sobie sprawę, że z GPS-em nie możemy konkurować. Dlatego postanowiliśmy pobudzić wspomnianą kreatywność i postawiliśmy na mapy spersonalizowane. Co to oznacza? Są to profesjonalne mapy wykonane przez naszych kartografów na indywidualne życzenie klienta o dowolnej treści i formie, np. trasy przejazdu autokarów w liniach europejskich czy też mapy zasięgu działania komend policyjnych lub straży pożarnej. To bardzo funkcjonalne rozwiązanie dla każdej firmy i instytucji.
B.P.: Realizujemy zamówienia zagraniczne i współpracujemy z zagranicznymi sklepami internetowymi, natomiast o ekspansji na tamten rynek w tym momencie nie myślimy. Mamy bardzo dużo pracy w Polsce. Jednak „nigdy nie mów nigdy” – może kiedyś spróbujemy, gdy okoliczności będą sprzyjające?
B.P.: Naszym celem było pokazanie maluchom, że takie dziewczynki czy chłopcy nie są gorsi od dzieci zdrowych. Tak samo przecież chcą się bawić, śmiać, nawiązywać przyjaźnie, a pewne dysfunkcje nie muszą im w tym przeszkadzać. Chcieliśmy również oswoić najmłodszych z trudnymi tematami np. śmierć bliskich osób czy rozwód rodziców, a w planach mamy jeszcze inne podobne tematy, np. strach. Nasze książeczki są napisanie przyjaznym, „opowiadającym językiem”, mają ciekawą fabułę oraz piękne ilustracje.
B.P.: Tak, myślę, że to była naturalna konsekwencja. Jako wydawnictwo współpracowaliśmy już z kilkoma fundacjami, wyposażaliśmy je w mapy i różne materiały edukacyjne. Pomyślałam, że jeżeli mam możliwości, to dlaczego mam nie robić tego sama? I tak powstała fundacja. Założeniem Fundacji Po Pierwsze była pomoc uzdolnionym dzieciom w rozwijaniu ich umiejętności. Tak się jednak potoczyło, że obecnie działa w obrębie dawstwa szpiku – zarówno w przypadku dzieci, jak i dorosłych.
B.P.: Biegamy od października do lipca w dziewięciu miastach (w Katowicach, Koszalinie, Częstochowie, Wasilkowie, Siemianowicach Śląskich, Świdwinie, Włocławku i Węgorzynie). W każdym z nich organizujemy bieg i marsz nordic walking na dystansie pięciu kilometrów, a część pieniędzy z wpisowego przekazujemy dla wybranej wcześniej osoby chorej na nowotwór. Podczas każdego wydarzenia prowadzimy rejestrację potencjalnych dawców szpiku – to nasz główny cel. Do tej pory zarejestrowało się u nas aż 136 dawców! Dla najmłodszych organizujemy Marsz Malucha, w którym mogą brać udział zarówno dzieci, jak i dorośli. To piękny widok: rodzice maszerujący ze swoimi pociechami. To dowód na to, że wiek nie gra roli – liczy się chęć pomocy.
B.P.: Tak, chcielibyśmy wrócić do naszego głównego założenia – pomocy dzieciom uzdolnionym. Pragniemy zapewnić im
warunki do nauki i rozwoju, dostarczać potrzebne materiały edukacyjne, wspomagać finansowo. Chcielibyśmy także wysyłać najlepszych na różnego rodzaju warsztaty i konkursy. Dlaczego nie dać dzieciom szansy, skoro mają potencjał? Młodzi ludzie są przyszłością. Kto wie – może naszą podopieczną będzie następna Skłodowska-Curie?.
Rozmawiał: Łukasz Wiśniewski